literature

Jeffrey Finch II

Deviation Actions

Merllon's avatar
By
Published:
782 Views

Literature Text

„Właściwie to ciekawe co dzieje się teraz w redakcji. Nie miałam kontaktu z szefową od jakiegoś tygodnia albo nawet dłużej. Ostatnie teksty oddawałam jeszcze w dzień wyjazdu, a wtedy nie było nawet chwili na zamienienie z nią słowa. W prawdzie moja praca polegała raczej na zleceniach, ale i tak byłyśmy zawsze w ciągłym kontakcie. Do samej redakcji przychodziłam naprawdę rzadko. Zazwyczaj wszystko wysyłałam mailem i tak też omawiałyśmy większość spraw związanych z artykułami, które pisałam. Jednak Samantha rzadko kiedy sama się do mnie odzywała. Musiałam zabiegać i wypytywać o każde zlecenie. To właściwie też nadawało pracy jakiegoś uroku, ponieważ zawsze musiałam być w stu procentach zmotywowana. Zdarzało się, że nic nie powiedziała i moim materiałem zajmował się ktoś inny. Dlatego też pomyślałam, że się upewnię czy na pewno nic ciekawego mnie nie omija.
Zanim przyszła odpowiedź, zdążyłam znaleźć w Internecie dużo ciekawych informacji o San Sebastian.  Okazało się, że odbywają się tu imprezy modowe znacznie częściej niż byłam sobie w stanie wyobrazić. Do jutra, na przykład, trwały ekspozycje nowych kolekcji jakichś miejscowych projektantów w halach targowych przy porcie. Za dwa dni, za to, zaczynała się seria pokazów w Bilbao, chociaż nie byłam w stanie znaleźć, kto będzie się tam prezentował. W samym centrum znajdowało się sporo sklepów znanych marek i dom mody Balenciaga. A co najważniejsze jeszcze pod koniec tego tygodnia zaplanowane było oficjalne otwarcie Fashion Week’a. Poczułam się trochę jak w raju. Na pewno tworzę kilka świetnych materiałów z takimi możliwościami.
Nigdy nie chwaliłam się Jeffowi moją pracą, ani tym ile zarabiam. On miał z tym chyba problem, bo kiedy kilka razy próbowałam zacząć o tym opowiadać szybko zmieniał temat albo przypominał sobie o jakichś wątpliwych obowiązkach. Nie tak łatwo utrzymywać, że pieniądze są od ojca jeśli wyprowadziłam się z domu już jakiś czas temu. Było wiadomo, że nie da mi już nigdy ani grosza, a w końcu te miniony ciuchów nie biorą się z nikąd. Musiałam mu chociaż coś powiedzieć. Chłopak wiedział tylko, że piszę sporo i jestem w ciągłym biegu. To było prawdą, bo trudno znaleźć dziennikarzy, którzy by ze sobą nie rywalizowali. Nie miał za to pojęcia  kto interesuje się moimi tworami i dlaczego mam aż tyle ubrań. Właściwie, jeśli nie pytał, to miałam, na siłę, się chwalić? Głupio mi też było,  pozwalać mu harować ten cały czas, skoro stać mnie było na utrzymanie nas, nawet o obcym kraju. Ale on chyba by tego nie przeżył. Chciał sam zarabiać i nie zdawać się na mnie. Rozumiałam to w stu procentach i nie chciałam już teraz mieszać. Wiedział również, że zajmuję się modą, ale nigdy nie wyszedł ze mną w miejsce związane z takim towarzystwem, bo jak, jeśli nawet nie gadaliśmy o moim zawodzie. Czasem kiedy o tym myślałam to było mi trochę przykro.
Dość miło było siedzieć na naszym skromnym poddasz do czasu, kiedy chłopak przestał spędzać ze mną przedpołudnia. Bill mówił, że nawarstwiło się tyle obowiązków, że sam nie daje rady. Ale mnie to tak naprawdę gówno obchodziło. Wolałabym połazić z Jeffreyem chociaż godzinkę dziennie, ale zrobić na złość grubasowi. Przecież on ciągle robił jakieś numery i wykorzystywał naiwnego Fincha jak tylko się dało. Niestety chłopak był uparty i dotrzymywał obietnic, nie miałam szans na przeforsowanie swojego. Siedziałam, więc znudzona i zniecierpliwiona gapiąc się przez balkon na ulicę. Ludzie nie chodzili tu tak pośpiesznie oraz nie byli tak niepewni siebie jak Nowym Yorku. Każdy poruszał się swobodnie, z namysłem. Robili sobie odpowiednio dużo miejsca na ulicy, machając rękoma dookoła, nie przejmowali się niczym poza własnym cieniem. Kiedy robiło się chłodniej wyruszałam na wycieczkę po mieście. Odwiedzałam znane salony, również Balanciagę, obserwując czy spotkam tu kogoś znajomego. Była też możliwość, że ktoś kogo zobaczę pokarze się na zbliżających się wernisażach. Wtedy znajomość jego gustów i preferencji może być jak złoto. Samantha grzecznie przesłała mi zaproszenia na wszystkie imprezy, na które potrzebowałam wejściówek. Na ekspozycję koło portu dostałam nawet dwa.”

-Podaj mi nóż, proszę.
-Dzisiaj też znikasz? Trzymaj… ej, ej podaję ci- czekała ze sztućcem w wyciągniętej dłoni.- Weźmiesz go w końcu?
-Nie, moment- pochylił się zaglądając pod stół.- Tak, nie ma szans żebym się wyrwał. Okej, już mam swój.
-Boże, zdecyduj się. Mogłabym wam pomóc dzisiaj w robocie, żebyś jutro był wolny?
-Noo dobra, ale o co chodzi? Przecież wiesz jaka była umowa z tym wstrętnym spaślakiem. Jak ja go już nie mogę znieść!
-Musisz iść, ze mną na wernisaż- wypaliła, patrząc mu prosto w oczy z paraliżującą powagą.
-Jaki, co? O czym ty mówisz?
-Dostałam dwa zaproszenia i będą oczekiwać, że ktoś ze mną będzie. Raczej Billa nie poproszę?
-Jak to zaproszenia i od kogo? Cholera, ja się nie nadaje do takich rzeczy- nadal był dość zszokowany propozycją Beth, ale teraz skupił się na swoich za dużych spodniach i chwycił je na udach tak, że okazało się jak tak naprawdę są za wypchane i zniszczone. – W czym miałbym iść, w tym?
-To nie ma znaczenia w czym, powiedz mi tylko czy się zgadzasz?
-Nie, nie miałem pojęcia, że aż w tak wysokich sferach jesteś. Krępuje mnie to, nie chcę się ośmieszać i w ogóle, nie. Nagle teraz ci się zebrało na takie wyjścia?
-Rozumiem, przykro mi, ale okej jak chcesz- oczywiste było, że nie rozumiała. Z jeszcze większą pewnością można powiedzieć, że nie czuje się dobrze z odmową. Bardziej jednak bolało ją to, że chłopak się wymiguje. –Miałam nadzieję, że pokarzesz się ze mną i będzie nam razem miło, no ale trudno. Przemyśl to proszę.- Chwyciła torbę od Michela Korksa i wyszła zostawiając Jeffa z tym strasznym natłokiem myśli i stygnącymi francuskimi tostami.
Cały dzień analizował tylko poranną rozmowę. Chciał zająć się czymś męczącym, żeby odciążyć głowę, ale to nic nie dało. Przeniósł pięćdziesiąt skrzynek niewiadomo czego i postanowił  usiąść, zmierzyć się z samym sobą i coś zdecydować. Martwiło go to, że wcześniej nie zainteresował się tym co robi Bethy. Zależało mu na kontakcie z nią i mógł się jednak trochę wysilić. Jednocześnie był poirytowany, bo osiągnęła już sto razy więcej niż on i właściwie nie rozumiał jak mógł nie zauważyć jej statusu społecznego wcześniej. Okazała się po prostu cholernie bogatą panienką bywającą w znanych miejscach i czasem piszącą o tym w babskiej gazecie. Czy chciał być z kimś takim? Na pewno będzie go w końcu traktować z góry, protekcjonalnie, a później zostanie sam. Właściwie czemu z nim uciekła? Takie dziewczyny nie zadają się z ludźmi jak on. Na pewno przyjechała tu tylko dla tych wszystkich performance’ów. Chwila, wróć… czy to wszystko pokrywało się chociaż, w najmniejszym stopniu z prawdą? Elizabeth zawsze zachowywała się przyjacielsko i była najukochańszą osobą na świecie. W takim razie skąd przyszło mu to wszystko  do głowy. Chyba nie mógł się pogodzić z jej sukcesem i w dodatku wpłynęło na niego zaskoczenie. Za dużo w nim było niepewności i lęków żeby przyjąć ze spokojem fakt, że mniej od niej znaczy. Postanowił przełamać się i wybrać się na ten cały, durny wernisaż.
Kiedy wrócił po zmroku jej nie było. Zaczął przeszukiwać gorączkowo całe mieszkanie, żeby sprawdzić czy nie zabrała swoich rzeczy. Na szczęście okazało się, że nie wyjechała. Położył się zamyślony na łóżku i patrzył przez okno dachowe. Jeszcze nie było wieczoru, żeby na niego nie czekała. Wyjątkowo, tego dnia widać było kilka gwiazd i jakoś go to zasmuciło. Czuł się sam i nie wiedział co z tym zrobić. Nie miał pojęcia gdzie jest dziewczyna i niepokoiło go to. Chociaż zaraz na pewno będzie z powrotem to tkwiło w nim coś dziwnego, jak po każdej niewyjaśnionej sprzeczce z kimś ważnym. Chciał żeby już się znalazła i wszystko wróciło do normy. Czasem tak strasznie trudno nie widzieć kogoś cały dzień. Mógłby właściwie zrobić  coś ciepłego  i czekać  na nią z przeprosinami, ale uśpił go delikatny szum oceanu.
Następnego dnia obudził go zapach jajecznicy, ale nikt nie krzątał się po kuchni. Na stole leżał tylko liścik z samoprzylepnej karteczki. Miał do niej zadzwonić przed siódmą, jeśli się zdecyduje. Trochę się zdenerwował, bo już miał nadzieje na chwilę rozmowy z dziewczyną i naradę dotyczącą tego jak wyjście ma wyglądać. Miał tylko nadzieję, że się nie ośmieszy przychodząc w tym co lubi najbardziej czyli sportowej bluzie i wytartych spodniach.
Bill w żadnym wypadku nie chciał zgodzić się na zmianę planów. Natychmiast wpadł w szał zaczął krzyczeć i wymachiwać rękoma, jakby urodził się we Włoszech i nigdy nie widział Ameryki. Nie wiadomo było o co mu chodzi. Co prawda Jeff miał pomagać mu codziennie i obiecał być dyspozycyjny, ale robił to, bez najmniejszych wyjątków, już od jakiegoś czasu. Gdyby jeden raz mu odpuścił nic by się nie stało. Jednak reakcja właściciela była jakoś tak nieadekwatna do sytuacji, że chłopak stnął z założonymi rękoma, patrzył na niego mrużąc oczy i nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Kiedy zaczęto go wyzywać, mówić o tym jakim jest darmozjadem i niewdzięcznym dupkiem trochę się w nim zagotowało. Nie miał zbyt dobrego humoru, a teraz frustracja rosła w nim z każdą chwilą. W końcu zaczęli kłócić się, obrażać nawzajem, aż Bill obraził się i wyszedł. Wrócił potem z piwem, jakby zupełnie odmieniony.
Usiedli przy jeszcze wilgotnym stoliku. Na blacie odbijały się promienie przedpołudniowego słońca, a w powietrzu wisiało niewypowiedziane napięcie. Bill nigdy nie patrzył w oczy nawet, jeśli gapiłbyś się na niego znacząco i tego wyczekiwał. Obracał w dłoniach przyciemnianą butelkę, sprawiał wrażenia jakby toczył sam ze sobą jakąś walkę.
-Jeffrey, mam taką sprawę. Nie możesz sobie tak wychodzić kiedy ja mam do ciebie sprawę. Jak ją załatwimy to się zastanowię …
-No gadaj.
-Wiesz, że ja oprócz knajpy mam swoich ludzi w mieście i nigdy nie lubiłem nudy. Bez owijania w bawełnę mogę powiedzieć, zabrałem się za nowe interesy.
-Co to za interesy?- głos chłopaka był ostry jak nowiutka maszynka do golenia.
-Jeszcze teraz się nie dowiesz, ewentualnie kiedy być moim partnerem. Nie będę rozpowiadał, o czymś co może dać tyle kasy, na prawo i lewo bez gwarancji pożytku z tego. A mówię ci, nigdy w swoim marnym północnoeuropejskim życiu nie widziałeś na raz tyle hajsu, ile dostałem w łapę tydzień temu.
-Rozumiem, że nie jest to chyba zbyt legalne?
-No właściwie to nie jest, ale powiedz mi jakie to ma tak naprawdę znaczenie? Zysk jest, dreszczyk emocji jest i co najważniejsze podniesiemy się w hierarchii. Potrzebuję partnera, żeby nie siedzieć w tym sam. W dodatku co to biznesman, jeśli nie ma z kim trzymać. Rozumiesz mnie doskonale, tego jestem pewien. I tak tu pracujesz, więc będziesz musiał tu zostać. Wątpię, żeby twoja paniusia była w stanie was oboje wyżywić, a wygląda na taką co dużo wymaga. Proponuję ci doskonały interes. Pomyśl tylko o jej minie kiedy zobaczy ile masz kasy, zaraz przestanie cie trzymać na dystans.
-Nawet nie próbuj mną tak manipulować, co ja jestem. Daj mi czas, nie wiem czy chce się wplątywać w twoje dziwne plany. Muszę się po prostu zastanowić.- z każdą chwilą robiło się coraz goręcej i wszystkie blaty już dawno wyschły. Oni siedzieli dalej zatopieni swoich rozmyślaniach, uciekając od siebie wzrokiem. Od Billa emanowała jednak nieustępliwość i presja tak silna, że Jeff czuł jak ściska mu się żołądek.
-To co z tym wieczorem?
-A leź gdzie chcesz, co mi tu po tobie. Tylko wypakuj skrzynie z magazynu. - chłopak, więc wzruszył ramionami i chciał już odejść, ale Bill go zatrzymał. -Facet, nie masz wyboru, niech ci się nie wydaje, że czeka cię bajkowe zakończenie. Będziesz się stawiał to dorwie cię kto inny, pamiętaj z kim zadzierasz.

Głos w słuchawce był łagodniejszy niż myślał. Chyba czekała na jego telefon. Umówili się, przed wejściem do galerii, przy porcie, o siódmej trzydzieści. Już nie mógł doczekać się kiedy miną wszystkie te godziny. Dręczyło go to jak wypadnie, czy nie zrobi jej wstydu i czy w ogóle będzie umiał się zachować. Myślał o ludziach których prawdopodobnie tam spotka, o tematach, na które będą rozmawiać. Oczywiste było, że ubrania nie interesowały go w najmniejszym stopniu, wyłącznie stres związany z całą sytuacją miał jakieś znaczenie. Zachowywał się jak przestraszony nastolatek co denerwowało go do granic możliwości. Przekopał całą szafę i wyłożył wszystko na łóżko. Ubrał się, rozebrał, jeszcze raz ubrał, zdjął koszulę, założył sweter, potem zdecydował się na bluzę, albo jednak na koszulę. Właściwie to po czym poznać czy jedna część pasuje do drugiej? Ktoś napisał może o tym poradnik? W końcu wyszedł w tym co miał na sobie na początku. Szedł szybko, szybciej niż zazwyczaj, bo chciał być na miejscu wcześniej niż zapowiedział. Zawsze denerwowała go myśl o tym, że ktoś musi na niego czekać. Niestety ona już stała przed drzwiami. Ciepły wiatr unosił jej błękitną sukienkę, lecz z daleka nie był w stanie dojrzeć twarzy dziewczyny. Dopiero kiedy zbliżył się na dwa kroki odwróciła się i wbiła w niego ciężkie spojrzenie. Wyglądała prześlicznie. Kasztanowe włosy opadały na delikatną twarz, były jak błyszczący jedwab. Zdążył zapomnieć jak bardzo ją lubi. „Hej Liz” wycedził zakłopotany, a ona nic nie odpowiedziała tylko chwyciła go za rękę i razem weszli do środka.
Od pierwszej części minęło tak strasznie dużo czasu, ale uważam, że będzie to dość żałosne jeśli będę się tłumaczyć szkołą.
Mam nadzieję, na szybsze pojawienie się trzeciej części. Piszcie w komentarzach co myślicie, co wam przyszło na myśl, cokolwiek, bardzo mi na tym zależy.

MIŁEJ LEKTURY!!!
merllon.deviantart.com/art/Jef… - część pierwsza
© 2015 - 2024 Merllon
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In